niedziela, 22 grudnia 2013

12.I Love You (ostatni)

Otworzyłam jedno oko, potem drugie i poraziło mnie ostre światło. Zamrugałam kilka razy, aż mój obraz stał się normalny i ujrzałam zielone ściany. Zdenerwowana natychmiast podparłam się na łokciach, ale od razu opadłam, ponieważ byłam podpięta do jakiegoś urządzenia. Prawą ręką zaczęłam macać miejsce obok i poczułam kogoś włosy. Przestraszona krzyknęłam powodując, że śpiąca osoba spadła z krzesła.
- Chanel, córciu – powiedział zestresowany ojciec.
- Tato co się stało? Dlaczego tu jestem? Gdzie jest Harry? – miałam tysiące pytań, ale najważniejsze z nich dotyczyło bruneta.
- Spokojnie, pójdę po lekarza – powiedział speszony wychodząc z sali. Nie minęła chwila, a zza drzwi wyłoniły się cztery głowy.
- Cześć, księżniczko – powiedzieli  równo. Gestem ręki pokazałam im, że mają wejść głębiej, ale oni zaprzeczyli mówiąc, że w sali może być tylko jeden odwiedzający.
- Dzień dobry – powiedział  wchodzący pan doktor.
- Witam – przywitałam się z nim grzecznie, zamykając oczy, czując jak napływa do nich jeszcze więcej łez.
- Chanel, nie mamy do ciebie dobrych wiadomości  – zaczął. – Dzisiejsza noc będzie decydująca – powiedział po chwilowej pauzie.
- Jak to decydująca, przecież czuję się dobrze? – powiedziałam.
- Nie czujesz bólu, ponieważ dostałaś dużą dawkę leków. Przykro mi – powiedział.

Z perspektywy Harrego

Włóczę się po mieście już kilka godzin i myślę. Cokolwiek bym nie zrobił, wszystko przypomina mi Chanel i to jak bardzo ją kocham. Nawet jestem gotowy zostać dawcą. Mimo, że nie mogę.
W dzieciństwie dużo chorowałem i lekarz coś tam wspominał, że lepiej abym nie dawał lub sprzedawał swoich narządów, bo nie zostaną przyjęte przez organizm.
Nawet nie wiem, kiedy znalazłem się pod szpitalem. Nikt nie zaborni mi pożegnać się z Chanel – powiedziałem sam do siebie, idąc do wejścia. Przekraczając próg otwieranych drzwi, poczułem fale uderzającego ciepła, spowodowaną wysoką temperaturą w środku.
- Dzień dobry – przywitałem się ze starszą kobietą siedzącą za ladą.
- Dzień dobry – odpowiedziała z uśmiechem.
- W jakiej sali leży Chanel Brown? – zapytałam zagryzając wargę.
- Windom na drugie piętro, sala 13 – odpowiedziała, na co jej grzecznie podziękowałem i ruszyłem biegiem w stronę windy. Niestety to jest szpital i była ona cała zajęta, więc zdecydowałem się pobiec po schodach. Wbiegłem na samą górę, potykając się o własne nogi, a ręce drżały mi jak galaretka. Czym ja się tak denerwuje? Może dlatego, że nigdy tak na prawdę nie byłem zakochany? Zawsze dziewczyny pchały się do łóżka  - co nie bardzo mi przeszkadzało. Nigdy nie zostawały dużej niż dwa dni, a może to ja je wywalałem? Odezwał się ten wredny głos odbijający się echem  w mojej głowie. Prawą ręką przeczesałem grzywkę i podniosłem wzrok. Z oddali zauważyłem sylwetkę Browna. Cholera!
- Co ty tu kurwa robisz? – wydarł się na mnie, gdy tylko podszedłem bliżej.
- Yy stoję? – zapytałem.
-To, że stoisz to widzę! – krzyknął oburzony, wymachując rękami do góry.
-Weź wyluzuj – powiedziałem rozglądając się na około. Nigdzie nie było chłopaków.
-Wyluzuj? Moja córka przez ciebie umiera – powiedział, a ja zdębiałem. Wiedziałem, że po tym wydarzeniu w parku jest źle, ale chyba nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo.
- Idę do niej – powiedziałem robiąc krok w przód, żeby ujrzeć  Chanel, która się z kimś całowała.
Z KIM ONA SIĘ CAŁOWUJE?! Zdenerwowany pchnąłem  ciężkie przezroczyste drzwi i niczym ninja wpadłem do pomieszczenia.
- Co wy robicie? –zapytałem wściekły. Nie, nie wściekły – wkurwiony, na co para automatycznie od siebie odskoczyła.
- Zaaayn? – przeciągnąłem, gdy zobaczyłem  mulata z tym  głupim uśmiechem na twarzy. Automatycznie podszedłem bliżej niego i  przywaliłem mu w nos. Nie będzie mi się tu szczerzył, kiedy ja cierpię.
- Co ty wyprawiasz Harry? – zapytała,  spanikowana brunetka.
- Jesteś dziwką! Puszczasz się z każdym! Jeszcze dzisiaj całowałaś się ze mną, a teraz z Zaynem? Laska, weź się ogarnij! – kierowało mną tyle emocji. Zapomniałem o tym, że ona w każdej chwili może umrzeć.  Zresztą to nie usprawiedliwia ją do tego, aby bawić się moimi uczuciami.
- Harry, uspokój się – wtrącił się Zayn, gdy Chanel zaczęła płakać.
- Jak mam się uspokoić, jak ja ją kocham? Jak mi zależy? – wymieniałem.
- To przez ciebie umieram! – powiedziała szlochając ,a ja zaniemówiłem.
- Możesz wyjść? Chcę ostatnie chwile  życia spędzić z Zaynem – powiedziała, a ja poczułem mocne ukucie w sercu. Nie miałem zamiaru stać tam jak głupek i się kłócić, dlatego opuściłem to pomieszczenie. Przechodząc obok Browna widziałem z jaką wyższością się na mnie patrzy, ale zignorowałem to! Chciałem jak najszybciej wyjść z tego  pierdolonego szpitala. Nawet nie wiem, kiedy wyciągnęłam mój telefon i zadzwoniłem do Gemmy.
- Harry, gdzie jesteście? – zapytała zdenerwowana.
- W szpitalu – powiedziałem.
- Co? Jak to w szpitalu? – zdziwiła się.
- Mogłabyś po mnie przyjechać? – zapytałem.
- Gdzie jesteś?
- Na Long Street – powiedziałem ,po czym nacisnąłem czerwoną słuchawkę. Obok mnie przechodziło kilkanaście osób, każde zajęte sobą i swoimi problemami. Obserwowałem każdy  ich ruch, a do moich oczu zaczęło napływać coraz więcej łez. Zraniłem ją.
Moje rozmyślenia przerwała dźwięk telefonu. Niechętnie spojrzałem na ekran – Gemma.
- Halo? –zapytałem.
- Długo będziesz jeszcze tak stał? – zaśmiała się do słuchawki, a ja dopiero wtedy otrzeźwiałem.
Zakończyłem połączenie i  wolnym krokiem ruszyłem do samochodu brunetki.

Z perspektywy Chanel 

Gdy Harry posłuchał mojej prośby i wyszedł, po moich policzkach zaczęło spływać coraz więcej łez.
- Proszę, nie płacz – Zayn chwycił moją lodowatą dłoń.
-Nareszcie poszedł – do Sali, jak gdyby nigdy nic wszedł mój ojczulek. Nienawidzę go!
-On powiedział, że mnie kocha! Rozumiesz?! – wydarłam się.
-Chanel, nie bądź głupia. On takich dziewczyn ma na pęczki – zadrwił, a z moich oczu poleciało  jeszcze więcej łez.
- WYJDŹ! – krzyknęłam w jego stronę. Prawda była taka, że  kocham Harrego i nie pozwolę go obrażać.  Chociaż dziś zabolały mnie jego słowa. Przecież jeszcze nigdy z nikim nie współżyłam. Jak mógł mnie nazwać puszczalską?
- Kochasz go – stwierdził mulat. Co ja miałam mu odpowiedzieć? Tak, kocham  tego idiotę?
- Może, nie potrzebie udawaliśmy ten pocałunek? - zapytał, spuszczając wzrok.
- Wiesz dobrze, że to był pomysł mojego ojca – wyszeptałam , podciągając nogi pod podbródek . On nic nie powiedział tylko wstał.
- Nie będę siedział tak bezczynnie, patrząc jak się wykańczacie – powiedział i wyszedł. Co on chce zrobić?
Spanikowana, natychmiastowo zeskoczyłam ze szpitalnego łóżka i chciałam do niego podbiec, ale przed samymi drzwiami zakręciło mi się w głowie i widziałam ciemność.

*
- Przykro mi, ale jeśli Chanel nie obudzi się ze śpiączki, umrze – usłyszałam dobrze znany mi głos doktora. Tylko dlaczego go nie widzę? Za wszelką cenę próbowałam podnieść powieki, ale  bez skutku. Nie mam siły.
- Jak to? - usłyszałam łamiący się głos mojego ojca.
- Przykro mi – powiedział, a do moich uszów dobiegł  dźwięk zamykających się drzwi. Chyba wyszedł.
Po chwilowej ciszy usłyszałam jak ojciec siada obok mnie i chwyta mnie za rękę. Czy to jest normalne,  że słyszę i czuję, ale nic nie widzę? Czy tak ma być?
Nagle nastała cisza, a obraz zamazał się, po czym uwidocznił.
 W dużej sali baletowej  na środku, rozciągała się małą dziewczynka. Każdy jej ruch był precyzyjny i doskonały. Za chwilę zza lady pojawiła się następna postać. Kobieta w średnim wieku, uczesana w perfekcyjnego koka, ubrana w czarny strój i białe rajstopy, podeszła do małej dziewczynki i przygniotła jej palce u stóp do podłogi. Sposób w jaki to zrobiła wywołało u mnie duży szok. Jak gdyby nigdy nic całym ciężarem swojego drobnego ciała usiadła na jej stopy, a na twarz dziewczynki wkradł się  grymas. Po bladej wychudzonej twarzy zaczęły spływać łzy, na co została spoliczkowana przez siedzącą na jej stopach kobietę.
Dopiero po chwili dotarło do mnie to, że tą dziewczynką jestem ja. Od dziecka powtarzano mi, że mam być najlepsza, a tak wyglądały lekcje baletu.
Do tego te okropnie jedzenie. Cały czas jakieś warzywa lub głodówki, po to aby zmieścić się w stroje. Nie mogłam bawić się jak normalne dzieci  na dworze czy lalkami Barbie, tylko całe godziny przesiadywałam w tej sali  - ćwicząc. Jednym zdaniem spędziłam tu ½ część mojego życia.
- Jesteś do bani - z ust kobiety wydobyły się te okrutne słowa, które rozmazały mi obraz.

Z perspektywy Zayna

Zastanawiałem się, gdzie mogę zastać Harrego. Może pojechał do Gemmy. Długo nie myśląc, to właśnie tam postanowiłem pojechać.
Gdy znalazłem się przed dużymi drzwiami energicznie zapukałem i czekałem aż ktoś raczy otworzyć mi te głupie drzwi.
- Idę – usłyszałem znudzony głos Stylesa.
- Co ty tu kurwa robisz? - warknął na mnie.
- Idziemy – chwyciłem jego dłoń, za co automatycznie dostałem w twarz.
- Nigdzie z tobą nie idę skurwysynie – rzucił od razu.
- KURWA ONA UMIERA W TYM MOMENCIE, A JA NIE BĘDĘ SIĘ Z TOBĄ CACKAŁ! –wykrzyknąłem.
- To nie zmienia faktu, że się z nią lizałeś – powiedział z obrzydzeniem.
- Nie lizałem się z nią! To jej ojciec tak kazał. Dostał sms od recepcjonistki, że idziesz i według planu wszedłem do sali Chanel i udawaliśmy pocałunek sceniczny – wyjaśniłem na jednym wdechu.
-Zabije sukinsyna! – powiedział idąc w stronę mojego auta. -Pośpiesz się ! – krzyknął otwierając drzwi od strony pasażera.

Z perspektywy Harrego

Jechaliśmy jak na mnie za wolno.
- Pośpiesz się! – krzyknąłem na niego.
- Nie widzisz, że jest korek? Jak mam ich ominąć? – zapytał wściekły Zayn.
- Dobra, wychodzę – powiedziałem odpinając pas. Z tego co dobrze się orientowałem, byliśmy już niedaleko szpitala. Nic się nie stanie, jeśli pobiegnę.
-Uważaj! – krzyknęła jakaś staruszka, gdy elegancko ją ominąłem. Wiedziałem, że nie mogę przestać biec. Chanel umiera, chcę przy niej być.
Gdy znalazłem się na tej ulicy, gdzie znajduje się szpital jak na złość zatrzymała
mnie fanka. Nie mogłem jej tak zostawić. To dzięki niej jestem sławny.
Jak najszybciej umiałem zapozowałem z nią do zdjęcia i podpisałam kilka kartek z moim zdjęciem  oraz zamieniłem dwa czy kilka zdań, nie ważne.
Przekraczając  futrynę otwieranych drzwi, byłem cały zdyszany. Gdy unormowałem oddech, posłałem groźne spojrzenie tej samej recepcjonistce i schodami  znowu pobiegłem na samą górę.
Jeden, drugi, trzeci – zacząłem liczyć każde stopnie, aby nie myśleć tylko o tym, że nigdy nie zobaczę już Chanel.
- Harry – powiedział zapłakany Niall,  na co wszyscy przenieśli wzrok na mnie. Boże, proszę! Nich ona żyje, a blondyn płacze ze szczęścia.
- Gdzie Chanel? – zapytałam od razu.
- Ona nie.. żyje – powiedział zapłakany Louis, a ja przystanąłem na środku jak taki kołek. Spóźniłem się.
-Ja kto? – mój głos się załamał, a po twarzy zaczęły ciurkiem spływać łzy.
- Zgon oficjalnie został ogłoszony godzinę temu –  dokładnie wtedy, gdy siedziałem nad jej zdjęciem i płakałem.
-To twoja wina! – krzyknął Brown. Dzięki. Tego jeszcze mi brakowało, dobij mnie jeszcze bardziej. Właśnie straciłem miłość mojego życia.
-Proszę nikogo nie obwiniać winą. Panie Styles mam coś dla pana – powiedział doktor i podał mi białą kopertę. Niepewnie sięgnąłem po nią.
-Chanel dała mi to dzisiaj – powiedział, po czym poszedł do swojego gabinetu. Zdenerwowany usiadałem na jedno z plastikowych krzeseł. Serce w trybie natychmiastowym znalazło się w gardle, a żołądek skurczył się trzy razy.
Delikatnie zacząłem  rozdzierać kopertę, aby dostać się do kartki.

Harry,
wiem, że są to moje ostatnie chwile, dlatego piszę ten list do ciebie, aby powiedzieć Ci, że kocham cię. Pomimo tego, że nasza znajomość nie zaczęła się kolorowo. Wiedz, że każda minuta z tobą powodowała, że moje serce  biło coraz mocniej i szybciej. W mojej pamięci zostanie każda sekunda, minuta oraz dzień spędzony w twoim towarzystwie, ale do sedna. Nie miałam w sobie tyle odwagi, aby powiedzieć Ci tych dwóch prostych słów. Kocham cię.
Wiem, że jestem tchórzem pisząc ci to w liście, ale powinieneś o tym wiedzieć nawet jeśli umrę, że jestem w tobie po uszy zakochana .. Pamiętaj za każdym razem, gdy wiatr będzie wiał  w twoje włosy to będę ja bawiąca się twoimi bujnymi lokami a, gdy zaświeci słońce, będę na ciebie patrzeć i się uśmiechać. Przede wszystkim pamiętaj, że zawsze będę obok Ciebie. Będę patrzeć z góry jak twoje życie będzie dalej  biegło, jak założysz rodzinę  ze swoją piękną żoną, która będzie kochała Cię jeszcze mocniej ode mnie.  Zasługujesz na szczęście i znajdziesz je tylko nie załamuj się!  Nie próbuj popełniać samobójstwa!
Wiem, że moje zdania są bezsensu, ale kieruje mną tyle emocji, że nie potrawie  splatać myśli, aby ułożyć coś lepszego.
                                                                  Kocham Cię na zawsze
                                                                                              Chanel

Przeczytałem ten list pięćdziesiąt razy, po czym rozryczałem się jak małe dziecko.

Nigdy nie będę szczęśliwy. Nigdy.

************************************************************8

Tak na początek dania !♥
Przepraszam ,że Chanel nie przeżyła . Zastanawiałam się dosyć długo nad jej życiem , ale to by było nie realne . Jeszcze raz przepraszam .
Z całego serce dziękuje wszystkim , którzy czytali moje bazgroły !!!! Jesteście zajebiście ILY !! ♥♥
*
Całego bloga  dedykuje jednej osobie .
( Pisałam z tobą na twitterze, ale nie mogę znaleźć twojej nazwy)
Wiedz ,że trzymam za Ciebie kciuku w dalszej walce o zdrowie ! I Love u .
*
Zapraszam na mojego nowego bloga ! :’) (Są 3 rozdziały +zwiastum )
Historia o dziewczynie , która  całe życie  była otyła  gdy zmotywowała się przejść na bardzo drastyczną dietę w jej głowie narodził się wstręt do jedzenia (anoreksja)
W dzień , w którym  została zgwałcona wybiegła do parku , a tam ujrzała zabójstwo przez najniebezpieczniejszego człowieka Louisa Tomlinsona– porywczego , aroganckiego dupka
. Jak jej życie się potoczy dalej ? Czy Aria  wyjdzie z Anoreksji ? Jak zareaguje Louis ?
Zapraszam
http://zapsuta-dusza.blogspot.com/
* Podziękowania dla Patrycji , ktróa bardzo mi pomogła !xoxo

No to ten Wesołych Świąt kochane dużo prezentów od Gwiazdora i w ogóle :>♥♥
Żegnajcie . :* 

Mr.MilovV

niedziela, 10 listopada 2013

11. Really Harry, trees?

Po tych słowach weszłam na samą górę i ponownie zeszłam na dół, tylko robiąc przy tym dużo więcej hałasu. Tak, aby Hazz i Gemma usłyszeli, że idę.
- Jesteś głodna? – zapytała blondynka.
- Nie, dziękuję – uśmiechnęłam się. – Szczerze to jestem zmęczona – powiedziałam zwiewając. Chyba ten stres mnie wykańcza.
- Zaprowadzę cię do mojego pokoju – uśmiechnął się Harry. Mrugnęłam i razem z brunetem udałam się na górę do jego sypialni. Hazz z szafy wyciągnął dla mnie  koszulkę i parę dresów.
- Proszę, a łazienka już wiesz, gdzie jest – puścił do mnie oczko i zniknął za drzwiami pokoju. Ciekawe gdzie on poszedł? Mniejsza o to. Wzięłam uszykowane przez bruneta ubrania i razem z nimi poszłam do łazienki. Nie opłacało mi się myć, bo jakieś dwie godziny  temu brałam kąpiel, więc tylko przemyłam twarz  i założyłam  na siebie moją „pidżamę”. Gotowa wyszłam z łazienki. Jeszcze większym zdziwieniem było to, że Harry leżał na łóżku – bez koszulki. Ja mam z nim spać? Chyba po moim trupie, chociaż? Musze przyznać, że jego ciało jest w każdym calu idealne. Jego pięknie wyrzeźbiona klatka i te tatuaże. Co ty gadasz? – zrobiłam faceplama. Już któryś raz przyłapuje się na myśleniu o Stylesie.
- Nie za wygodnie  ci? – nawet nie wiem, kiedy to wypowiedziałam.
-  Z tobą będzie lepiej – poklepał miejsce obok siebie, a ja spojrzałam na niego z podniesioną brwią.
- Mam z tobą spać? – zapytałam krzyżując ręce na piersi.
- Tak. Chyba, że chcesz abym spał na podłodze, tej nie wygodniej -  zrobił minę smutnego pieska.
- Oh. Styles, a co z twoja dziewczyną? – powiedziałam podchodząc do łóżka.
- Moją dziewczyną? – wyszczerzył oczy.
- No, a Gemma nie jest twoją dziewczyną? – zdziwiłam się, a brunet wybuchł tak głośnym śmiechem, że daje głowę, że usłyszeli nas na dworze.
- Gem to moja siostra – poczochrał moje włosy. Jezu jak ja mogłam nie zauważyć tego podobieństwa.
- Nawet nie wiesz, jak  ja cię lubię  – zrobił całusa w powietrzu, a ja w tym czasie wgramoliłam się na tapczan, kładąc się na skraju łóżka nakrywając kołdrę po sam czubek nosa.
- Oj no przecież nie gryzę – powiedział Harry przesuwając mnie swoim dużym silnym ramieniem bliżej siebie.
- Dobranoc, księżniczko – ucałował mnie w czółko i jeszcze bardziej zacisnął swoje ramiona tak jakby miał nigdy mnie z nich nie wypuścić!

**
Obudził mnie jakiś hałas. Przestraszona otworzyłam oczy i spojrzałam w lewo, Harry sobie  smacznie spał. Aż przypomniał mi się ten dzień, kiedy Zayn do mnie przyjechał. Natychmiast spojrzałam na zegarek 2:04. – Godzina duchów – powiedział ten wredny głos w głowie.
Pff to pewnie moja wyobraźnia – uspakajałam się. Przez ten maraton horrorów mam schizy.
Delikatnie odkryłam jedną nogę, potem drugą i podniosłam się z łóżka. Jedynym światłem w pokoju  było to oświetlające z lampy ulicznej.
Szłam prosto dotykając wszystkie możliwe rzeczy, pułki, szafki, ogólnie meble w celu znalezienia czegoś czym mogę kogoś uderzyć, gdy w końcu znalazłam doniczkę. Taaaa doniczkę – ona na pewno mnie uratuje. Zrobiłam facepalma i razem z moją bronią próbowałam odszukać drzwi.
Gdy w końcu je znalazłam delikatnie, na paluszkach szłam w stronę dobiegających hałasów.
Schodząc z każdym stopniem, kilka razy obracałam się w tył czy nic za mną nie stoi. - Alleluja nie.
- Boże Gemma – chwyciłam  się za serce, gdy zauważyłam blondynkę trzymającą  słoik z nutellą.
- Kurwa! – krzyknęła przerażona. Wyglądam aż tak źle?
- Spokojnie to tylko ja – uśmiechnęłam się.
- Po co ci ta doniczka? – zaśmiała się.
- Usłyszałam jakiś hałas na dole i wiesz, trzeba się czymś bronić – zaśmiałam się z własnej głupoty.
- Chcesz? – zapytała podając mi słoik.  
- Ciasteczka w kształcie misi? – parsknęłam śmiechem.
- Nawet nie wiesz, jakie to jest dobre – pogłaskała swój brzuch.    
- No jak nie – zjadłam jednego misia  i poklepałam swój brzuch tak samo jak blondynka.
- Harry miał rację. Jesteś naprawdę słodka  – zaczęła.
-Co? Ja słodka?  – zmarszczyłam czoło.
-Może dlatego, że masz nutellę na nosie – zaśmiała się ze mnie.
- Oh czuje się obrażona – zrobiłam smutną minkę.
- Nie, a tak na serio to jesteś bardzo ładna, a figurę to masz jak marzenie - zamyśliła się.
- I powiedział ci to Harry? – podniosłam jedną brew do góry.
-Może – puściła mi oczko.
Pogadałyśmy jeszcze z chwilkę i obie poszłyśmy do swoich pokoi.
Ja jak najdelikatniej umiałam weszłam do sypialni Harrego i po cichutku na paluszkach podeszłam do łóżka.
- Gdzie byłaś? – usłyszałam zachrypnięty  głos Stylesa.
- Głupi jesteś czy co, przestraszyłeś mnie ? – krzyknęłam przerażona.
- Pytam się, gdzie byłaś – zapytał szorstko podpierając się na łokciach.
- A może tak milej? - zapytałam wkurzona, a brunet opadł na łóżko.
- Chanel, powiesz o czym gadałaś z moją siostrą? – powiedział, a ja podniosłam jedną brew do góry.
- Podsłuchiwałeś nas? - zapytałam czując jak moje policzki robią się czerwone od złości.
-Nie – szybko zaprzeczył.
- Dupek – mruknęłam pod nosem,  po czym odwróciłam się na pięcie i szłam w stronę drzwi. Gdy już miałam je otwierać strasznie zakręciło mi się w głowie tak, że upadłam.

Z perspektywy Harrego

- Chanel wszystko w porządku? - zapytałem pomagając jej wstać. - Ja przepraszam – powiedziałem zamartwiony. Co ja sobie myślałem? Tak to prawda,  gdy usłyszałem, że Chanel gdzieś wychodzi poszedłem za nią i podsłuchiwałem  jej rozmowę z Gem no, ale przecież to nic złego.
- Tak, już okey.



Dom Gemmy, 10.01.2012

Otworzyłam oczy i poraziły mnie jasne promyki słońca. Zamrugałam kilka razy i prawą ręką zaczęłam macać lewą stronę w celu znalezienia telefonu i sprawdzenia w nim godziny, lecz zamiast  urządzenia poczułam kogoś ciało. Przestraszona natychmiast odskoczyłam – co skoczyło się twardym lądowaniem na podłodze.
- Chanel wszytko w porządku? – zobaczyłam wychylającą się głowę Harrego.
- Taaak - przeciągnęłam samogłoskę, bo tak naprawdę to zapomniałam, że zasnęłam z brunetem.
- Przestraszyłaś się, mnie? – parsknął śmiechem podając mi prawą dłoń.
- Może – powiedziałam cicho chwytając jego dłoń, lecz on zamiast mnie  podnieść  spadł  prosto na moje ciało.
- Auuu – krzyknęłam.
- Jestem aż taki ciężki? – zapytał obracając tak głowę, aby nasze spojrzenia się spotkały.
- Nie, ale jesteś bardzo dobrze zbudowany – wydusiłam. - Harry! Złaź! – próbowałam go zepchnąć, ale on ani drgnął.
- Jak bardzo prosisz?
- BARDZO! – krzyknęłam, a on cwaniacko się uśmiechnął. Już ja znam ten jego uśmiech! To źle się skończy.
- Co chce… - usłyszałam głos Gemmy. Spojrzałam za siebie i zauważyłam zasłaniającą usta blondynkę, która speszona moim wzrokiem wyszła.
- No i co żeś zrobił ! – z całej siły wykorzystując nieuwagę bruneta zepchnęłam go z siebie i wybiegłam za Gemm.

Kuchnia

- Ja naprawdę nie chciałam wam przeszkadzać – zaczęła blondynka, a ja się uśmiechnęłam.
- Dziękuję, uratowałaś mnie – powiedziałam, a ją zatkało.
- Mój brat chciał cię zgwałcić? – zasłoniła usta.
- Nie, no co ty gadasz - szybko zaprzeczyłam i chciałam usiąść na krzesło, ale  nagle poczułam mocny ucisk w głowie tak że zwinęłam się z bólu. Przestraszona blondynka natychmiast do mnie podbiegła i zaprowadziła mnie w kierunku sofy.
- Chanel, co się stało? – zapytała spanikowana.
- Nie. Już w porządku – wymusiłam uśmiech. Tak naprawdę to od wczoraj nie najlepiej się czuję, ale ciężko mi jest się do tego przyznać.
- Zawołam Harrego  - powiedziała, a ja szybko złapałam jej nadgarstek.
- Już dobrze – powiedziałam wstając.
- To co chcesz na śniadanie? – zapytała zmartwiona.
- Emm może jajecznice? – zaproponowałam, a ona skinęła głową na zgodę.
Razem z Gemm poszłyśmy do kuchni i zaczęłyśmy wyciągać potrzebne składniki. Swoją drogą ciekawi mnie to, gdzie jest Harry?
- Ciekawe gdzie jest Harry? – zaśmiała się. Czy ona czyta w moich myślach?
-Też właśnie się zastanawiam,  może pójdę zobaczyć? – zaproponowałam, a ona z uśmiechem na twarzy  wskazała dłonią na drzwi.
Gdy weszłam na górę, co było kompletnie wykańczające skierowałam się do sypialni Hazzy. Siedział tam trzymając głowę w swoich  dłoniach. Chyba nad czymś myślał.
- Harry, zejdziesz do nas ? - zapytałam, a brunet automatycznie spojrzał w stronę drzwi.
- Chanel, możemy pogadać? – zupełnie zignorował moje pytanie. Niestety nie miałam wyboru, więc weszłam w głąb pokoju i usiadłam obok bruneta. Chyba przez około 10 minut milczał, a gdy  chciałam wstać nagle się odezwał.
- Ja przepraszam cię za to w nocy – powiedział cicho, ale na tyle, że ja usłyszałam.
- No co ty, już dawno zapomniałam. Było, minęło, a teraz chodź pomóc nam przy śniadaniu.
- Jasne, a  pójdziesz ze mną w jedno miejsce?
- Tak pójdę.

Park

Po zjedzonym śniadaniu razem z Harrym udaliśmy się w pewne miejsce, które okazało się najzwyklejszym parkiem. Jest on bardzo duży, bo idziemy już dość długo, a ja nadal nie widzę końca, do tego moje nogi odmawiają chodzenia.
- Harry, daleko jeszcze? – zapytałam niczym marudzący osioł ze Shreka.
- Nie – pff i nawet dostałam taką sama odpowiedź. - Już jesteśmy – powiedział, a ja podniosłam wzrok z moich butów i ujrzałam drzewa. Serio Harry, drzewa?
- Jeeej drzewaaa - powiedziałam rozśmieszona, na co brunet natychmiast skarcił mnie groźnym spojrzeniem.
- Chodźmy bliżej, coś ci pokażę – chwycił, nie, raczej szarpnął mój nadgarstek i pociągnął w swoją stronę tak, że niemal natychmiast znalazłam się w jego umięśnionym torsie.
- Pewnie się zastanawiasz dlaczego to miejsce jest dla mnie tak bardzo ważne? – pokiwałam głową na tak, przygryzając przy tym dolną wargę, na co Harry zmarszczył brwi. Czy wyglądało to bardzo głupio?
- Nie rób tak – wymruczał mi do ucha, a po moich plecach  przeszły dreszcze.
- To znaczy? - popatrzałam  w jego oczy i nagle stało się to czego w życiu bym się nie spodziewała. Harry pocałował mnie. Sama nie wiem, dlaczego w ogóle oddałam ten pocałunek. Może dlatego, że ci się to podobało – powiedział ten uciążliwy głos odbijający się w mojej czaszce. 
- To tutaj był mój pierwszy pocałunek – powiedział.
- To było urocze – czy ja to powiedziałam? Speszona spuściłam wzrok na swoje buty i nagle na białych conversach zobaczyłam krople krwi. Odruchowo dotknęłam swojego nosa i poczułam czerwoną maź. Bumm i nagle mnie olśniło! Pamiętam jak kiedyś w szpitalu było ze mną bardzo źle i z ciekawości zapytałam  doktora jakie będą oznaki, że umieram. Jedną z  tych rzeczy, których mi powiedział była krew z nosa, ale też brak apetytu, coraz częściej będę śnić niż funkcjonować aż w końcu zasnę.
Pojedyncza łza pojawiła się na moim bladym policzku. Harry przestraszony natychmiast zadzwonił po pogotowie.
- Spokojnie Chanel, karetka już jedzie! – powiedział spanikowany. Czy to jest odpowiedni moment aby powiedzieć mu, że umieram?
- Harry, proszę zadzwoń po chłopców i po mojego tatę, niech  natychmiast przyjadą do szpitala – ledwo wypowiedziałam, bo do moich oczu napłynęło jeszcze więcej łez.
- Czy – czy to znaczy, że-ee ty-ty umier-asz? –zaczął się jąkać, a ja chwyciłam jego rękę.
- Bóg tak zadecydował, a jego decyzji nie można cofnąć. Pamiętaj, że zawsze – nie dokończyłam, bo usłyszałam sygnał karetki.

Z perspektywy Harrego

Chanel zaraz po tym, gdy usłyszała sygnał karetki straciła przytomność. Spanikowany natychmiastowo wybrałem numer do Browna.
- Harry?! – zapytał zdziwiony, ale wściekły. – Gdzie jest moja córka! – zaczął się wydzierać, ale ja mu przerwałem.
- Chanel jedzie do szpitala – powiedziałem cicho, a po drugiej stronie zapanowała cisza.
- Zabierz chłopaków też. Ona-ona umi-eera – gdy to wypowiedziałem wpadłem w jeszcze większy płacz.
- Przepraszam, to pan wezwał karetkę? – zapytał mężczyzna  ubrany w czerwony strój.
- Tak ja. Czy mogę jechać z wami? – zapytałem.
- Czy jest pan  z rodziny? – zapytał, a ja już wcześniej myślałem nad formułką jaką im powiem
- Jestem jej chłopakiem.
- Proszę z nami – powiedział otwierając tylnie drzwi od karetki. Gdy zobaczyłem tam Chanel leżącą na noszach no myślałem, że nie wyrobię. To przeze mnie ona umiera. Gdybym jej wtedy stamtąd  nie zabrał pewnie znalazłby się dawca i żyła by dalej, ale nie! Harry jesteś pieprzonym egoistą, który myśli tylko o osobie. To ty powinieneś umrzeć – powiedział ten wewnętrzny głos, z którym po raz pierwszy w życiu się zgadam. To ja powinienem być na jej miejscu. Moje rozmyślenie przerwał ratownik, który oznajmił, że jesteśmy już przed szpitalem.

**************~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~*************
 Hi♥
 Przepraszam ,że troszkę długo , ale miałam straszne urwanie głowy w szkole . 
 No, ale jest i co myślicie ?
 minimum 15 komentarzy = next 
+ Pojawił się mój twitter jak chcecie podawajcie swoje nazwy , lub po prostu wciskajcie  obserwuj . Daje zawsze  fback =)

Love u .


sobota, 2 listopada 2013

10. She needs a donor !

Z perspektywy Chanel

Otworzyłam jedno oko, potem drugie, zamrugałam kilka razy, także obraz stał się normalny i ujrzałam wtedy pomarańczowe pomieszczenie. Spojrzałam odruchowo w lewo, ściana. Niestety doskonale ją pamiętam. Przecież byłam tu przez około trzy lata. Pojedyncza łza spłynęła po moim  policzku. Największym zaskoczeniem było to, że ktoś ją starł. Niestety nie dane było mi  zobaczyć kto wykonał ten czyn, bo miałam zamknięte oczy. Po prostu nie miałam siły utrzymać powiek  w górze.
- Proszę, nie płacz – usłyszałam melodyjny głos należący do Zayna. Jego słowa spowodowały, że jeszcze bardziej się rozkleiłam.
- Pójdę po lekarza – powiedział, a ja usłyszałam tupot  wychodzących  stóp.
Dlaczego tu jestem? Co się stało z moim ojcem? Brawo, Chanel, leżysz w szpitalu i zastanawiasz się, gdzie jest tata – znając życie zrobiłabym facepalma, ale mój stan na to nie pozwala. Po odczekaniu chwili usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, w którym obecnie leżę.
- Chanel możesz otworzyć oczy? – zapytał doktor.
- Nie mam siły – dałabym rękę uciąć, że w tym momencie pan dr  spojrzał  na Zayna, a ten skrępowany wyszedł. Ciekawe czy już wie, że chorowałam na białaczkę?
- Ile mnie nie było?
- Tydzień.
- Że jak kurwa? Jaki tydzień? - zazwyczaj nie przeklinam, ale jak ja mogłam tyle być w śpiączce?
- Chanel, niestety nie mam dla ciebie dobrych wiadomość – zaczął, a ja czułam jak żołądek  w szybkim tempie  przemieszcza się do gardła. - Choroba się nawraca, potrzebny będzie dawca – bum i stało się to czego się najbardziej obawiałam. Jak to potrzebny jest dawca? Przecież na niego czeka się latami, a ja w każdej chwili mogę umrzeć.
- Niech pan wyjdzie! – krzyknęłam po czum usłyszałam głośne wzdychnięcie. Mam go gdzieś. Chce po porostu zostać sama i dać upust emocją. Tylko dlaczego mam płakać? Przecież pięć lat temu sytuacja była podobna.  Szpital, płacz i dowiedzenie się o chorobie. Norma. Moje rozmyślenie przerwała czyjaś ręka głaskająca mój policzek. Chcąc nie chcąc musiałam zobaczyć kto jest tak bezczelny i mi przeszkadza.
- Tata?! – moje oczy zrobiły się niczym piłeczki od ping-ponga.
- Myszko – zaczął. Nareszcie jakaś dobra wiadomość. - Kocham cię! Na pewno znajdziemy dawce – ucałował  mój policzek. Tak mi go brakowało.
- Nie wieżę w to, jest tyle osób czekających na przeszczep – rozpłakałam się, dałam upust emocją.
- Nie mów tak! Ja z chłopakami poddamy się badaniu  - jego głos lekko się złamał.
- Oni wiedzą? – ponownie zamknęłam powieki.
- Nie, ale bardzo by chcieli z tobą porozmawiać.
- Nie chce litości – wypowiedziałam.
- Chanel, oni naprawdę się martwią.
- Ale oni są SŁAWNI! – zaakcentowałam te ostatnie  słowo.
- To, że jesteśmy sławni czyni nas innymi? – usłyszałam głos, ale nie należał on do taty. Kurde no i znowu muszę otworzyć oczy, gdy tylko to zrobiłam z niedowierzenia musiałam zamrugać kilka razy.
- Harry?! –  otworzyłam usta. Jezu ile mnie nie było? Mojego ojca też ścięło.
- Co ty tutaj robisz? – warknął ojciec.
- Jak się czujesz? – zupełnie zignorował pytanie skierowane od strony taty.
- Bywało lepiej. Zostawisz nas samych? –  spojrzałam na zdenerwowanego staruszka.  Widać było, że nie zadowoliła go moja decyzja.
-Dobrze, ale jakby co jestem zaraz za drzwiami – zmierzył wzrokiem Hazzę.
- Dobra – powiedziałam i gdy ojciec tylko opuścił pomieszczenie Harry niepewnie podszedł bliżej.
- Martwiłem się, księżniczko – pogłaskał mój policzek. Sposób w jaki mnie nazywał przyprawiało moje plecy o ciarki.
- Harry, gdzieś ty był! Martwiłam się o ciebie! – podniosłam ton głosu na tyle ile było to tylko możliwe.
- Spokojnie, najpierw ty powiedz co się stało – no kurde, bo zaraz mu przywalę. Ja swoje, on swoje.
- Nie wiem. Zayna się spytaj – spuściłam wzrok na swoje dłonie, ale  brunet ręką ujął  mój podbródek i podniósł go tak abym na niego spojrzała.
- Zabije go jeśli coś ci zrobił! - odparł wstając.
- Harry – zaczęłam niepewnie, a on się zatrzymał.
- Tak księżniczko? – popatrzał w moje oczy. Znając życie moje policzki są już czerwone.
- Obiecaj  mi, że nie miałeś nic wspólnego z porwaniem mojego ojca.
- Ja… – wziął głęboki oddech. - Nie mogę - i czar prysnął. Czyli jednak.
- Wyjdź! – krzyknęłam, a on bez większych sprzeciwów wyszedł... Zaraz po brunecie do sali wparował mój ojczulek.
- Zrobił ci coś? – zapytał przerażony.
- Mogę zostać sama? – zapytałam. Nie można było tego nie zauważyć, że ojca uraziły moje słowa. Mruknął ciche „dobra” i opuścił salę. Odwróciłam się na lewy bok do ściany i próbowałam zasnąć. Bardzo często tak robiłam z prostej przyczyny: chciałam przespać ból.
*
Obudziła mnie pielęgniarka w celu podania jakiś leków. Gdy tylko zauważyłam jak jej sylwetka się oddala, odpięłam wenflon i niczym ninja poszłam do toalety w celu załatwienia potrzeby fizjologicznej. Wychodząc zauważyłam na korytarzu chłopców. Poczułam mocne ukucie w sercu. Dlaczego ja ich tak traktuje, jak oni się martwią? Nie długo myśląc, ruszyłam w ich kierunku.
- Chanel? – pobiegł do mnie Niall.
- Nialler – przytuliłam go z całej siły.
- Tak się martwiłem, znaczy martwiliśmy - poprawił się.
 - Chłopcy, bo ja od dawna coś ukrywam – przetarłam swoje oczy czując jak robią się mokre.
 - Co masz na myśli? - zapytał Liam.
- Ja choruję – powiedziałam na jednym wdechu.
- Ale za dwa dni wyzdrowiejesz i pójdziesz z nami do cyrku? – zapytał Niall.
- Ja-ja nie wiem czy do żyje – powiedziałam, a wszyscy automatycznie spuścili wzrok.
- Co to znaczy? – zapytał zmartwiony Louis.
- Zayn - zaczęłam spoglądając na mulata. - Pamiętasz jak zapytałeś mnie dlaczego przestałam tańczyć? - pokiwał twierdząco głową. -To dlatego, że zachorowałam  - tu zrobiłam pauzę - na białaczkę, a na dzień dzisiejszy choroba się nawróciła - zapanowała między nami cisza. Jeszcze większym zszokowaniem było to, że Zayn tak po prostu wyszedł. Zostawił mnie samą. Zawiodłam się na nim.
- Chanel, nie martw się! My poddamy się badaniu, na pewno któryś z nas może być dawcą – powiedział Louis, po czym mocno mnie przytulił.
- Lou ma racje, a tym czasem trzeba coś wymyśleć – przemówił Niall, a ja odkleiłam się od bruneta i podeszłam do blondynka.
- Co masz na myśli? – zapytałam, a on wskazał palcem na okno. Żółwim krokiem podeszłam do okna i myślałam, że padnę. Zayn rozmawiający z dziennikarzami. Co on wymyślił? Bez zastanowienia ruszyłam w kierunku windy. Po raz pierwszy w życiu szczęście było po mojej stornie, bo  udało mi się wejść do niej zanim została zamknięta. Chłopcy zdezorientowani zaczęli krzyczeć, że mam wracać, ale ja ich nie słuchałam. Gdy winda zatrzymała się na parterze niczym torpeda wybiegłam z niej i zaczęłam kierować się w stronę drzwi wyjściowych/wejściowych. Liczyła się każda sekunda. Przekroczyłam próg drzwi frontowych i fala zimnego powietrza uderzyła moje rozgrzane ciało. Krople deszczu zaczęły spływać po mojej bladej cerze i lichych włosach. Przed szpitalem było strasznie dużo samochodów z paparazzi. Ciekawe dlaczego? Przecież One Direction tu jest – powiedział ten wredny głos. No niby tak. Są tu chłopcy, ale kto, skąd oni to wiedzą?
- Chanel, Chanel wracaj tu! 0, usłyszałam przejęty głos Liama i jak na zawołanie zaczęłam biec w drugą stronę, rzecz jasna. Próbowałam przeciskać się przez tych wszystkich ludzi, którzy próbowali za wszelki sposób wejść do środka i zrobić głupie zdjęcie. Nagle mnie olśniło!
- Jej! Czy to nie jest Liam z One Direction? - krzyknęłam i momentalnie wszyscy tu zebrani ruszyli w stronę biednego Liama. Liam chyba nie ma szans na uratowanie jego życia - zażartowałam sobie i wzrokiem zaczęłam szukać Zayna. Stał tam i rozmawiał z jakąś dziennikarką. Nie mogąc zapanować nad swoją złością ruszyłam w ich kierunku i tak po prostu uderzyłam go z liścia.
W ogóle nie wiedziałam co mną kieruje. Byłam tak zła, ale o co? O to że wybiegł? Przecież ci na nim nie zależy – przeleciała mi taka myśl przez głowę. Nie. Nie przez to, że wybiegł tylko o to, że rozmawia z dziennikarzami o mnie. Zayn złapał się za czerwony ślad na policzku. Otaczający nas ludzie jak na zawołanie  uciszyli się, aby przysłuchać się naszej rozmowie.
- Dlaczego go uderzyłaś? – zapytała reporterka.
- Zayn, co jej mówiłeś? – zignorował moje pytanie.
- No odpowiedz, o czym z nią rozmawiałeś! – krzyknęłam, gdy milczał. „Milczenie jest jeszcze gorsze niż wyzywanie od suk i dziwek” przypomniały mi się słowa mamy.
- Zayn prosił ludzi, aby częściej chodzili na badania, a ty kim jesteś? Nową dziewczyną Zayna? - zaczęła zadawać pytania.
- Ja-ja prz-epraszam – zacząłem się jąkać widząc wielki żal, zdenerwowanie, zażenowanie malowane na twarzy mulata.
- Garry filmujesz to? – zapytała reporterka swojego kamerzystę, którego wcześniej nie zauważyłam. Fakt ja nawet nie zauważyłam, że wszyscy gapią się to na mnie, to na Zayna i czekają na jakąkolwiek odpowiedź co się stało i dlaczego go spoliczkowałam. Sorry, ale ja im nie powiem. Po co w ogóle ja tu przyszłam? BO co na nim zależy? – odezwało się echo w mojej głowie. Czy to możliwe, że mi na nim zależy? Ale ja go nie kocham, chyba. Momentalnie spuściłam wzrok na swoje gołe stopy. Z tej całej gwary usłyszałam jak ktoś mnie woła. Delikatnie  odwróciłam się za siebie  i ujrzałam Harrego, który tak po prostu podszedł do mnie, chwycił wokół tali, po czym krzyknął coś w stylu „Wypierdalajcie stąd. Nam możecie niszczyć życie, ale nie jej!” I ze mną na rękach zaczął kierować się w stronę jego czarnego Proshe.


Z perspektywy Harrego

Gdy wyszedłem z sali Chanel jej ojciec zmierzył mnie morderczym wzrokiem. Szczerzę  to mam to w dupie, ale smutno mi się zrobiło, gdy Chanel kazała mi wyjść, ale jednak uszanowałem jej decyzje i bez większych sprzeciwów wyszedłem z tego pomieszczenia. Po drodze spotkałem jeszcze chłopaków, którzy podobnie jak Brown zmierzyli mnie tylko wzrokiem. Zrobiłem to samo i wyszedłem ze szpitalu w celu zapalenia. Niestety frontowe drzwi były tak oblegane paparazzi, że zmuszony byłem wyjść awaryjnymi. Czy oni powariowali? Dosyć, że dziewczyna leży w szpitalu i ma białaczkę to jeszcze ją nachodzą. Ugggh ten temat zostawię w spokoju, bo i tak nie widzę najmniejszego sensu, aby dalej o tym myśleć. Gdy poszukałem w tylniej kieszeni w końcu tą pieprzoną zapalniczkę podpaliłem papierosa
Odkąd Brown jest w szpitalu o niczym innym nie myślę, jak  tylko o niej i czy mógłbym zostać dawcą szpiku. Tak bardzo chciałbym uratować jej życie.
– Stary, co ty pierdolisz? Zachowujesz się jak baba -  odezwał się ten  wredny głosik w głowie. To prawda nie chciałbym, aby mojej małej księżniczce się coś stało, a myśli  o tym, że może umrzeć zaraz odpędzam. Ona nie może! Ona będzie żyć!
Gdy miałem gasić fajkę zauważyłem dobrze znaną mi sylwetkę, która ucieka ze szpitala. Na sam widok na mojej twarzy pojawił się uśmiech, to było takie dzikie jak z jakiegoś filmu o tych osobach co z psychiatryka  uciekają. Wracając do tematu; od razu rozpoznałem ,że jest to Chanel. Ten jej specyficzny bieg jest tak bardzo rozpoznawalny, że niemalże zaraz ruszyłem za nią.
Gdy byłem już na tyle blisko, aby ją dotknąć jakiś gościu mnie popchnął tak, że upadłem na pośladek. Zdenerwowany gwałtownie wstałem i zabrałem za mach po czym wycelowałem w jego nos. Harrego Stylesa się nie popycha kurwa! Gdy w końcu  znalazłem ją zauważyłem, że policzkuje Zayna,  a takiej sytuacji się nie przerywa, bo widocznie miała powód, aby to zrobić, ale z drugiej strony  to zawsze ja byłem tym złym, a  Zayn  aniołkiem i ideałem  typem chłopca.
Widząc minę mulata no normalnie myślałem, że padnę tam na pysk i nie wstanę. On zdezorientowany chwycił swój czerwony  policzek. Nie powiem bardzo zabawna akcja, ale gdy zaważyłem minę Chanel, która była  taka bezbronna, przerażona  i do tego ta głupia suka, która zadawała jej te pojebane pytania, postanowiłem wkroczyć do akcji.  Na początek krzyknąłem jej imię, a gdy się odwróciła posłałem jej firmowy uśmiech i objąłem ją w tali. Jak najdelikatniej ułożyłem ją na swoich ramionach . Co mnie bardzo zdziwiło to to, że Chanel  przytuliła się mocniej do mojego klatki.
 Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz spowodowany jej delikatnymi ruchami.
Razem z Brown poszedłem do mojego auta. Otwarłem przednie drzwi i ułożyłem brunetkę na siedzeniu, zapiąłem ją w pas, a sam jak najszybciej zająłem miejsce kierowcy.
Tak właściwie nie wiedziałem gdzie jedziemy, chyba przed siebie...

Z perspektywy Chanel

Między nami zapadła pogrzebowa cisza. Mój wzrok automatycznie powędrował na moje blade dłonie. To chyba była najbardziej szalona akcja w moim życiu. Nadal nie dowierzam co się przed chwilą stało, ani jakie będę tego konsekwencje. Moje przemyślenia przerwał telefon Harrego. Dzwonił jeden, drugi, trzeci raz aż w końcu nie wytrzymałam.
- Dzwonili chłopcy? – te zdanie było zupełnie sprzeczne z moimi myślami, ale chyba oni byliby ostatnimi osobami, z którymi  chciałby rozmawiać.
- Tak – jego głos był taki inny. Ostatnio tak mówił jak byliśmy w  budce telefonicznej.
Już więcej o nic nie pytałam, chociaż tak bardzo interesowało mnie to gdzie jedziemy.
Będę cierpliwa - powiedziałam w myślach patrząc przez okno. Droga była tak ponura jak z jakiegoś horroru. Nie chcąc na to patrzeć oparłam łokieć o ramę i ułożyłam głowę na pas, w którym byłam  zapięta. Zamknęłam oczy.

*
Obudziłam się, gdy ktoś chciał mnie podnieść. Oczywiście tą osobą był Harry i jak zobaczył, że nie śpię delikatnie się uśmiechnął.
- Co się tak szczerzysz? – zapytałam. Byłam zła, ale jednocześnie wdzięczna za pomoc w ucieczce.
Mina bruneta automatyczne zbladła i postawił mnie na ziemię, zaczął chodzić w kółko ciągnąc przy tym swoją grzywkę. Chyba go zdenerwowałam – przeleciała po mojej głowie taka myśl. Automatycznie spuściłam  wzrok na swoje zmarznięte stopy. Było mi zimno, do tego cała się trzęsłam, ale co ja miałam zrobić? Podejść do Harrego i może go jeszcze przeprosić? Niby za co?
Przecież nic nie zrobiłam. Kurde nie będę tu stać i się gapić jak jakaś idiotka.
Niepewnie podniosłam wzrok do góry i ujrzałam Harrego. Serce to dawno mi uciekło.
- O co ci chodzi? – zapytał  szorstko stając tak blisko, że moja klatka piersiowa stykała się z jego torsem.
- Oo-nic- wyszeptałam i czując, że  się zaraz rozpłaczę zacisnęłam pięść tak, że czułam jak moje paznokcie wręcz wbijają się w skórę.
- Chodź – pociągnął mnie za moją lodowatą dłoń i ruszyliśmy w kierunku jakiegoś domu.
Harry bez pukania otworzył drzwi i wszedł do środka nie puszczając mojej ręki.
- Gemma! – zaczął się wydzierać, a ja niepewnie zaczęłam rozglądać się po pokoju. Mój wzrok przykuły drzwi od balkonu, które idealnie łączyły się ze stylem tego pokoju. Powiem tak - ta Gemma ma gust. 


- Gemm! - zdenerwowany Harold razem ze mną ruszył w kierunku owego tarasu. Gdy przekroczyliśmy próg drzwi moim oczom ukazał się przepiękny ogród.
- Harry? – usłyszałam i razem z brunetem skierowaliśmy się do dobiegającego zza krzaków damskiego głosu.
- O, tu jesteś! – powiedział z ironią Harry do blondynki. Nie rozumiem jak można być aż tak bardzo idealnym? Powinno zakazać się bycia tak ładnym. Coś czuję, że im dużej tu będę, tym wyjadę stąd z jeszcze większymi kompleksami niż wcześniej miałam. Harry chyba zapomniał o mnie, bo puścił moją dłoń i niemal natychmiast ruszył do owej dziewczyny i zrobili misiaka. Awww wymsknęło mi się, bo to było naprawdę urocze.
Harry nic nie mówił, że ma dziewczynę. W ogóle po co mnie do niej przywiózł? Pewnie jestem ostatnią  osobą, którą ona chciałaby poznać. No,  bo po co jej konkurencja i tak nie widzi swojego chłopaka przez dosyć duży okres czasu.
- Ekhem – zakaszlałam, bo sytuacja była bynajmniej bardzo krępująca. Harry jak na zawołanie odkleił się od Blondii przy czym  szepnął jej coś na ucho, a ona się uśmiechnęła. Mam się bać?
Jaka siara.
- Cześć, jestem Gemma – uśmiechnęła się. Jej ona ma dołeczki!
- Chanel, miło mi – uśmiechnęłam się szczerze. Chociaż to mi pozostało, bo chyba pierwszego dobrego wrażenia nie zrobiłam tym bardziej, że wyglądam jakbym uciekła z psychiatryka.
- Mi również – odwzajemniła uśmiech.
- To, dziewczyny, ja zaraz wracam – powiedział Harry i już go nie było. No świetnie. Wiedziałam, że mnie zostawi! No wiedziałam! Tylko o czym ja mam gadać z nią? O paznokciach?
- Hmm… może chodź, dam ci coś do ubrania – oznajmiła uroczo spoglądając na moje ręce, gdzie pojawiła się gęsia skórka.
- Naprawdę? Mogłabyś? – zapytałam, ona pokiwała głową na tak i chwyciła mój nadgarstek.
- Moje rzeczy będę ci troszkę za duże, bo jesteś strasznie chuda – powiedziała, gdy znaleźliśmy się w jej pokoju, a raczej garderobie.
- Co ty gadasz? Będą idealne, przecież jesteś szczupła – nawet nie wiem kiedy to powiedziałam.
- Hah dobre kochana – powiedziała wyciągając z szafy sweter i legginsy.
- Swoją drogą, to nie tak chciałam wyglądać - wskazałam ręką na mój tymczasowy strój.
- Kochanie, nic się nie przejmuj. Harry powiedział mi, że uciekłaś ze szpitala. Pierwsze drzwi na lewo - jest łazienka przebierz się, a ja zaraz poszukam ci jakiś trampek – puściła mi oczko i zniknęłam za dębowymi drzwiami. Niepewnie podeszłam do szafki i chwyciłam ubrania w prawą dłoń, po czym według wskazówek blondynki zaczęłam kierować się do łazienki. Już miałam otwierać drzwi, ale usłyszałam krzyk.
- Chanel, jaki masz numer buta?
- Siódemkę (numer 40 w Polsce) – odkrzyknęłam i weszłam w głąb łazienki. Ona również idealnie była dopasowana do wystroju.
Położyłam ubrania na krzesełko obok wanny i odkręciłam wodę. W tym czasie kiedy czekałam  aż temperatura wody będzie odpowiednia szybko zrzuciłam z siebie szpitalną pidżamę. Gdy opuszkami palców sprawdziłam czy jest ona idealna, weszłam do wanny. Ciekawe co robi mój tata?  Z tego całego zamieszania zapomniałam o nim i o tym, że on na pewno umiera ze strachu.
Co ja zrobiłam? A co jeśli mój stan się pogorszy? Przecież lekarz jasno powiedział, że potrzebny będzie przeszczep. Za pewnie konsekwencją tej całej ucieczki będzie moja śmierć.
Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
- Chanel, to ja Harry – pff no i co z tego co on myśli, że jeśli powie, że to on, to ja go tu wpuszczę? No chyba nie. Niemalże natychmiast podniosłam się i owinęłam kremowym ręcznikiem.
- Chanel?! – krzyknął Harry, a ja otworzyłam mu drzwi. Brunet zmierzył mnie wzrokiem i zamruczał pod nosem, na co dostał moje zabójcze spojrzenie.
- Hmm… księżniczko nawet nie wiesz jak seksownie wyglądasz – zaczął opuszkami palców gładzić moje odkryte ramię.
- Czego chcesz? – zapytałam chłodno, spychając jego dłoń.
- Oto twoje trampki – odparł i odwracając się na pięcie wyszedł z łazienki.
Jakie to było dziwne – powiedziałam sama so siebie i zaczęłam się ubierać {klik}}
Gdy byłam gotowa ostatni raz spojrzałam w lustro. Wyglądałam strasznie. Normalnie zombie. Może powinnam wrócić do szpitala? Muszę o tym pogadać z Harrym.
Wychodząc z łazienki nie wiedziałam gdzie mam iść, więc po schodach zeszłam na dół.
Będąc na ostatnim schodzie usłyszałam rozmowę Harrego i Gemmy.
- Harry, ale jeśli ona potrzebuje dawcy to nie możesz jej tu przetrzymywać, ona w każdej chwili może umrzeć – usłyszałam głos blondynki, a  moje serce w szybkim tępię  znalazło się w gardle. Ona ma racje.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Ale ona nie chce ze mną rozmawiać, zlewa mnie. Widzi we mnie wroga – odparł załamany brunet.
- Musisz postawić sobie pytanie czy zależy ci na niej.
- Ja  tylko jej współczuje. Nic więcej – powiedział, a ja poczułam jak po moich policzkach spływają łzy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Baaa daaa bumm 
Jest o wiele ,wiele wcześniej chociaż brakowało 3 komentarzy. :'(
Powinniście wiedzieć ,że zbliżamy się do końca :< 
Jeszcze będą dwa rozdziały i END ! Ale o tym później .
Rozdział dłuuuugi.

15 komentarzy= NEXT ♥♥
Love u. xx